Legendy miejskie o pogrzebach to nadal rozwijająca się gałąź opowieści z dreszczykiem. Dzisiaj zaś opowieść o pewnym „pechowym” obywatelu Stanów Zjednoczonych, którego koszmar się … ziścił.
Pan Ball od niepamiętnych czasów bał się śmierci. Jego tanatyczny lęk wiązał się z faktem, iż ktoś może niesłusznie pomylić się i uznać za zmarłego. Dlatego w rodzinnej krypcie … kazał pociągnąć linię telefoniczną. Lata mijały a nasz bohater nie wybierał się na łono Abrahama. W końcu jednak pewnej listopadowej nocy Pan zawołał Balla do siebie. Jego ciało złożono do krypty zgodnie z życzeniem zmarłego. 3 dni po pogrzebie wieczorem w domu nieboszczyka zadzwonił telefon. Dopiero przy trzecim razie odebrała wdowa, która usłyszała w słuchawce dziwne trzaski i coś jeszcze. Niestety – rano i ją znaleziono martwą. Przyczyną rozległy zawał serca. Kiedy przygotowywano się do pogrzebu i otwarto rodzinny grób oczom zebranych ukazał się widok masakryczny. Wieko trumny pana Balla było otwarte. W ręce trzymał słuchawkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz