google.com, pub-8385755478248969, DIRECT, f08c47fec0942fa0

czwartek, 19 kwietnia 2018

Legendy miejskie. Pochowany żywcem

Legendy miejskie w małym stopniu śmieszą - zawsze jednak przerażają. Pochowany żywcem to tylko pomysł Edgara Allana Poe? Okazuje się, że nie.


Zeznania jednego z mieszkańców Niemiec pokazują, że nawet w XXI wieku może dojść do tak makabrycznego zjawiska. Babka naszego bohatera przez udar leżała kilka dni w śpiączce. Po tym czasie lekarz stwierdził zgon. Dziadek, z którym denatka była przez ponad 50 lat nie chciał przyjąć do wiadomości, że to prawda. Cały czas powtarzał: Ona żyje!

Musieli dosłownie oderwać go od ciała żony, aby mogli ją przygotować do pochówku.

W trzy dni po śmierci dziadek naszego bohatera obudził się przez koszmarny sen. Śniło mu się, że jego żona walczy w trumnie próbując gołymi rękoma przebić konstrukcję z drewna i metalu. Zadzwonił do naszego bohatera, by ten żądał pilnej ekshumacji.

W końcu lekarz poddał się i wraz z lokalnymi władzami ekshumowali ciało. Trumna została otwarta i ku przerażeniu i zdumieniu wszystkich gadanie starszego pana okazało się prawdą. Wieko miało ślady paznokci, krwi a ciało było nienaturalnie poruszone.


Legendy miejskie. Hak

Klasyką legend miejskich jest opowieść o haku, która przekazywana z pokolenia na pokolenie zyskuje kolejnych fanów.


Nastoletni chłopiec pojechał ze swoją dziewczyną na randkę. Włączył radio tak, by w tle leciała nastrojowa muzyka, pochylił się, by szeptać czułe słówka do dziewczyny i zaczął ją całować.

Kilka minut później nastrój został przerwany, gdy muzyka nagle przestała grać w połowie piosenki. Po chwili ciszy rozległ się głos spikera, ostrzegający złowieszczym tonem, że skazany morderca właśnie uciekł z państwowego szpitala dla obłąkanych - który znajdował się w odległości pół mili od miejsca, w którym się zaparkowali. Prezenter radiowy nalegał, aby każdy, kto zauważy człowieka noszącego hak ze stali nierdzewnej w miejscu jego brakującej prawej ręki powinien natychmiast poinformować policję.


Dziewczyna przestraszyła się i prosiła by chłopak odwiózł ją do domu. Chłopak, czując się odważny, zamknął za sobą wszystkie drzwi i zapewnił, że randka będzie bezpieczna spróbował ją znowu pocałować. To na nic - dziewczyna panicznie zaczęła krzyczeć bo usłyszała coś, jakby ... hak?

Kiedy dotarli do domu dziewczyny okazało się, że na klamce wisi ... zakrwawiony hak.

Przypadek?

sobota, 14 kwietnia 2018

Legendy miejskie. Nowożeńcy z przygodą na całe życie

Małżeństwo to dla wielu wybór na całe życie. Są w nim chwile lepsze i gorsze a czasem, jak pokazują legendymiejskie.pl, takie, które mrożą krew w żyłach.

Rzecz działa się w Stanach Zjednoczonych. Nowożeńcy, Nathan i Heather, pędzili swoją Corvettą po północnym Wybrzeżu Kalifornii, by spędzić swój wymarzony miesiąc miodowy w uroczym pensjonacie z widokiem na morze. Mieli nadzieję przybyć przed zmrokiem, ale ciężka mgła opadła na autostradę A1 więc musieli zwolnić. Byli co najmniej półtorej godziny od miejsca, w którym mieli nocować, gdy zapadła noc.

Jeśli kiedykolwiek jeździłeś tym odcinkiem autostrady Drogi Czytelniku, wiesz jak kręty może być. Kiedy powoli wjeżdżali do kolejny zakręt zauważyli samotnego autostopowicza - młodą kobietę w delikatnej białej sukni stojącej na ramieniu z wyciągniętym kciukiem.

- Powodzenia w łapaniu frajera, który weźmie ją o takiej godzinie do samochodu - mruknął pod nosem Nathan. Jego żona była innego zdania.

- Zatrzymaj samochód i zawróć - powiedziała Heather. Proszę, ona jest zupełnie sama. Musimy ją podrzucić.

Spóźnimy się dwie godziny - odrzekł Nathan.

Proszę - błagała żona

Nathan zjechał z drogi. Oboje wysiedli z auta. Gdy podeszli do dziewczyny, zobaczyli, że jej sukienka jest w strzępach. Jej twarz była blada i wychudzona.

Czy możemy Ciebie gdzieś podwieźć? - zapytała Heather.

Och, dziękuję - powiedziała młoda kobieta, która wyglądała na nastolatkę z początku lat dwudziestych. Muszę wracać do domu, moi rodzice będą zmartwieni - powiedziała nieznajoma.

Gdzie mieszkasz? - zapytał Nathan.

Tuż przy drodze, 10 mil stąd - powiedziała, wspinając się na tylne siedzenie. Jest tam skrzyżowanie z opuszczoną stacją benzynową, a stamtąd niedaleko do białego domu z różanym ogrodem, gdzie czekają na mnie rodzice.

W drodze Heather próbowała nawiązać rozmowę ale dziewczyna milczała i wyglądała jakby zasnęła na tylnim siedzeniu. Po około 15 minutach Nathan zauważył zrujnowaną stację paliw.

Czy to jest to miejsce? - zapytał. Dziewczyna nie odpowiedziała. Hej, czy to jest skrzyżowanie? - krzyknął

Heather odwróciła się, żeby obudzić młodą kobietę i zaniemówiła. Po chwili wydukała - Nathan, jej nie ma w samochodzie.

Ona miała rację. Autostopowiczka zniknęła. Oboje podjechali pod dom, o którym mówiła dziewczyna. Zapaliło się światło i na ganek wyszła starsza para.

Możemy Wam jakoś pomóc? - zapytał mężczyzna. Wyglądał, jakby bał się usłyszeć odpowiedź.

Nie wiem - zaczęła Nathan. Jechaliśmy i zabraliśmy autostopowicza, młodą dziewczynę - umilkła.

I dała ci ten adres - powiedział mężczyzna i dodał - poprosiła cię, żebyś przywiózł ją do domu?

Tak - odparła Heather.

A potem jej nie było? - zapytał. Heather kiwnęła głową. Nie jesteś szalona - powiedział mężczyzna. Nie jesteś pierwsza, która tu przyjeżdża. Ta dziewczyna była naszą córką, miała na imię Diane, Zmarła siedem lat temu zabita przez kierowcę na autostradzie i policja nie złapała tego, kto to zrobił. Ona nie spocznie dopóki tego nie zrobią.

Nathan i Heather zaniemówili i odjechali najszybciej jak się da,

Prawda czy fałsz?

poniedziałek, 26 lutego 2018

Legendy miejskie. Jazda bez świateł

Legendy miejskie, w których rolę główną odgrywa inicjacja i próba dostania się do gangu należą do hitów lat 90. Warto jednak przypomnieć sobie najlepszą legendę miejską z tej kategorii - dotyczącą inicjacji.


Według opowieści, jakie pojawiały się w Ameryce w tamtym czasie raz na jakiś czas gangi dokonywały rytuałów inicjacyjnych. Ci, którzy chcieli zostać prawdziwymi gangusami musieli pokazać, że mają jaja.

Umawiano się, że w jeden weekend będą jeździć bez zapalonych świateł. Kiedy pierwszy napotkany samochód mignie im na znak by włączyli światła - trzeba zacząć strzelać do tego samochodu.

Legenda miejska sprawiła, że wielu ludzi przestało "migać", aby nie narazić się gangom. Czy ta opowieść miała coś wspólnego z rzeczywistością? A może był to tylko ciekawy wytwór wyobraźni jak "Black mirror"?

W Polsce badacze i znawcy nie odnotowali naszej wersji tej opowieści. O gangach filmy robi tylko Vega i Pasikowski.


niedziela, 18 lutego 2018

Legendy miejskie. Słodycze szkodzą

Wielki Post to okazja do odmawiania sobie uciech tego świata. Przede wszystkim cukru, który psuje nasze zdrowie. Czasem może zabić - o tym właśnie jest poniższa legenda miejska.


Rzecz stała się w Stanach Zjednoczonych Ameryki pod wodzą Baracka Obamy. 11-letni chłopiec uwielbiał słodycze. Dla poprawy humoru zjadał popularne batoniki, cukierki i gumy do żucia. Każda wizyta w sklepie kończyła się zakupem dużej ilości słodkości. Nade wszystko Ben - nasz bohater - uwielbiał donaty (wiadomo - te amerykańskie są oryginalne - nie to, co nasze biedronkowe czy lidlowe).

Pewnego razu Ben tak objadł się słodkościami, że zasnął z kawałkiem pączka w buzi. Nie czuł, że w tym czasie mrówki zaczęły wchodzić mu do ust. Przez usta, uszy doszły do mózgu. Następnego dnia chłopak poinformował mamę, że czuje mrowienie. Najpierw w szczęce, potem w czaszce a na końcu wszędzie. Mama nie zbagatelizowała tych objawów i pojechała z synem do szpitala. Tam specjaliści rodem ze szpitala w Leśnej Górze odkryli kolonię ... mrówek w głowie.

Chłopak zmarł.

Wierzycie w tą legendę miejską? Czy ma ona ziarnko prawdy w sobie?

wtorek, 13 lutego 2018

Legendy miejskie. Tylko nie zapalaj światła

Drogi Czytelniku! Czy też boisz się, kiedy wracasz w nocy do akademika a Twój współlokator/współlokatorka śpi? Czy nie przychodzi Tobie na myśl, że coś mogło się mu/jej stać? Przeczytaj tą legendę miejską.


Janie i Jane były jak papużki nierozłączki. Od dzieciństwa spędzały każdą chwilę razem pokonując kolejne przeszkody na drodze na upragnione studnia - prawo.  Jednak Janie była pilna i zależało jej na jak najlepszych stopniach. Jane z kolei korzystała z uroków życia studentki ile się dało.

W końcu nadszedł czas sesji. Janie chciała uczyć się - Jane zaś wykorzystać kolejne zaproszenie na grubą imprezę, na której miał być Jake - najsmaczniejsze ciacho rocznika 1984. Jane próbowała namówić koleżankę, by poszła z nią - Janie była nieugięta. Jej rozrywkowa koleżanka w duchu pomyślała, że pouczy się trochę następnego dnia i resztę powierzy swojemu szczęściu. A to zawsze jej sprzyjało - szczególnie jeśli idzie o naukę.

Kiedy Jane wróciła w nocy do pokoju nie zapalała światła, by nie obudzić współlokatorki. Była wszak w towarzystwie Jake'a, z którym chciała przeżyć swój kolejny raz. Choć uciszała swojego Romea trudno ich zachowanie nazwać cichym. Janie jednak nie dała po sobie poznać, że coś jej przeszkadza. Spała jak zabita.


Rano, kiedy chłopak po cichu opuścił pokój Jane postanowiła obudzić koleżankę. Najpierw delikatnie, potem mocniej. Skóra Janie była przeraźliwie zimna. Jane chwyciła ją za ramię i odwróciła. Jej koleżanka nie miała oczu - były one wydrapane.

Janie została zamordowana. Z pewnością. Jane z przerażenia upadł na podłogę i spojrzał w górę, by zobaczyć, napisany na ścianie napis: - Nie cieszysz się, że nie zapaliłeś światła?



piątek, 9 lutego 2018

Legendy miejskie. Kroki, słyszę, kroki...

Wyobraź sobie, że jesteś w ciemnym lesie. Siedzisz razem ze swoją dziewczyną i jak prawdziwy macho chcesz z nią przeżyć swój pierwszy raz. Podniecenie sięga zenitu, a Ty ... musisz za potrzebą?


Możesz się śmiać Czytelniku, jednak nie do śmiechu było pewnej parze w Wielkiej Brytanii. Było romantycznie - nawet bardzo. Parking w lesie, księżyc w pełni i wielka miłość. John i Sara pragnęli siebie bardziej niż ktokolwiek na świecie.

Pośpiesznie zrzucali z siebie ubrania zbliżając się do siebie. Bliżej, mocniej, dalej. Nagle John musiał opuścić samochód za potrzebą. W tak kulminacyjnym momencie.

Minuta, dwie - Sara zaczęła się trochę denerwować. Nieobecność Johna, który wyszedł się wysikać była bardzo podejrzana. Umysł dziewczyny zaczął wyobrażać sobie najgorsze rzeczy. Do momentu, gdy usłyszała, że coś chodzi po dachu.

Sara była przerażona. Zaczęła się ubierać krzycząc jednocześnie imię swojego chłopaka. W przypływie adrenaliny wskoczyła na siedzenie kierowcy i odpaliła auto. Z piskiem opon uciekła z lasu.

Kiedy przyjechała do domu od razu powiadomiła rodziców o tym, co się stało. Ci zawiadomili policję. Dziewczyna dochodziła w domu do siebie.

Jednak jej ojciec był przerażony. Na dachu widać było ślady krwi, a na tylnim zderzaku łom, który ktoś zaczepił.

Okazało się, że John został powieszony nad samochodem, który ... odjechał pozbawiając go życia.

Sara nigdy nie doszła do siebie.

Legenda miejska w wersji hard?

środa, 7 lutego 2018

Legendy miejskie. Clown w pokoju

Legendy miejskie z clownami należą do typu opowieści z dreszczykiem. Tych opowieści, które sprawiają, że próbujemy znaleźć schronienie w domu, który do końca nie jest bezpieczny. Dzisiejsza legenda jest jeszcze straszniejsza.


Zaczyna się niewinnie. Pewnego razu rodzice, którzy chcieli odpocząć od swoich pociech zdecydowali się na wieczorne wyjście. Najpierw kino, potem romantyczna kolacja przy świecach. A po powrocie? Grzeszne myśli krążyły w głowie naszych bohaterów.

O opiekę nad dziećmi poprosili nastoletnią sąsiadkę, która chętnie na to przystała. Wiadomo - 30 dolarów za pracę w miarę przyjemną i bardzo pożyteczną piechotą nie chodzi.

Maluchy świetnie bawiły się z opiekunką. Zabawa w chowanego, podchody czy gry planszowe zmęczyły chłopaków na tyle, że kiedy przyszedł czas na spanie - od razu położyli się do swoich łóżek.

Nastoletnia opiekunka nie chcąc im przeszkadzać udała się na dół. Tam jednak - zgodnie z panującymi trendami - nie było telewizora. Szklany cycek - jak pisze Stephen King - stał w sypiali rodziców, którzy pilnowali by ich pociechy nie jadły słodyczy i nie karmiły się złą treścią wielu amerykańskich kanałów.

Mary - bo tak miała na imię opiekunka - zadzwoniła do pracodawców zapytać się, czy może u nich spędzić resztę wieczoru. Ci oczywiście dali zgodę na to ciesząc się dalej sobą.

Jakież było zdziwienie dziewczyny, kiedy wkroczyła do sypialni. Okazało się, że właściciele mają bardzo specyficzne upodobania. Nie chodzi tu o dilda, wibratory czy fikuśną bieliznę. Jako lampa stał w rogu clown żywcem wyjęty z "To" Kinga.

Dziewczyna poczuła się nieswojo i postanowiła wynieść lampę na korytarz.

To nie była lampa. Dziewczyna i dzieci zginęły z rąk psychopatycznego mordercy. Rzecz miała miejsce oczywiście w USA.

I jak, drogie dzieci, boicie się? Macie takie opowieści ze swojej okolicy?

Przeczytaj także o pechowej rodzince.

niedziela, 14 stycznia 2018

Jak pech to pech

Okazuje się, że niektóre legendy miejskie - choć straszne - mogą wywołać śmiech przez łzy. Tak jest w przypadku nieudanego samobójstwa.

Przyczyny


Nasza legenda miejska działa się ponoć parę lat temu w Stanach Zjednoczonych. John - główny bohater opowieści stwierdził, że nie radzi sobie w życiu i musi je zakończyć. Wredna żona, kredyty i brak ciekawej pracy sprawiały, że jego decyzja wydawała się ostateczna.

Przygotowania


Zanim John zdecydował się popełnić samobójstwo przeszukał internet w poszukiwaniu informacji, które mogłyby mu pomóc w odejściu z tego świata. Czytając o różnych przypadkach w końcu John zadecydował - rzuci się z klifu.

John bał się jednak bólu więc zdecydował, że  zanim rzuci się z klifu weźmie tabletki nasenne, które zamroczą go na tyle by nie czuł niczego. Dodatkowo postanowił zrobić sobie pętlę na szyję aby w razie nieudanego skoku zawisnąć na amen. Ostatecznie zadecydował, że dodatkowo strzeli sobie w głowę witając się ze śmiercią.

Śmiech przez łzy


W sobotni poranek wybrał się na klif uzbrojony w broń, linę i tabletki. Połknął całe opakowanie, przyczepił linę do samochodu i zarzucił pętlę na szyję. Trzymając rewolwer w dłoni ostatni raz spojrzał na świat i błękitne morze. Nacisnął spust..

W tej samej chwili odezwała się mewa, która sprawiła, że John wystraszył się nie na żarty. Chybił i strzelił wprost w węzeł pętli na szyi. Wpadł do głębokiego miejsca w zatoce przy klifie i zachłysnął się wodą. To z kolei wywołało torsje, które usunęły wszystkie tabletki nasenne.

John przeżył i postanowił żyć.

Jak myślicie - czy ta legenda miejska ma w sobie choć ziarno prawdy?