google.com, pub-8385755478248969, DIRECT, f08c47fec0942fa0

piątek, 27 października 2017

Morderstwo w mieście. Legendy miejskie

Lokalne morderstwa - czy to w Polsce czy w świecie wywołują lawinę komentarzy, plotek i pomówień. W momencie ujawnienia zbrodni internet i lokalne bazary zamieniają się w kopalnię legend miejskich. Tak jest również w przypadku wydarzenia z północnej Polski.


Mąż zabija żonę. Niesłychana tragedia, której nie sposób zrozumieć ani tym bardziej oceniać. Kiedy jednak zbrodnia zostaje odkryta rusza lawina komentarzy - w internecie oraz lokalnych mediach. Wszyscy oceniają. Jedni wiedzą, że morderca był narkomanem i nie dbał o rodzinę. Kwestią czasu był finał takiego życia - mawiają. Inni twierdzą, że on był bardzo porządny - to ona winna jest wszystkiemu żyjąc hulaszczo i bez zahamowań.

Są i tacy, którzy zarzekają się, że ofiara tylko przez niedopatrzenie nie została wyniesiona na ołtarze. Jest też grupa doszukująca się (a właściwie odkrywająca) kochanka i niecne plany porzucenia rodziny.

Ciekawiej robi się, kiedy przeczytamy o zatrzymaniu podejrzanego w, wydawałoby się obiektywnych mediach. Okazuje się, że i tutaj mechanizm tworzenia legend miejskich rusza pełną parą. Jest więc brawurowa ucieczka na lotnisko i próba wylotu zagranicznego. Inni widzieli kryjówkę przygotowaną w lesie specjalnie na tą okazję. Nie wiadomo jednak, kto i w jakim lesie. Jedne media twierdzą, że policja musiała zastawić pułapkę na podejrzanego - inne zaś twierdzą, że śledztwo posuwa się dzięki brawurowej akcji policji.

Najgorsze w tych wszystkich legendach miejskich jest fakt, że najbliżsi muszą wiele wycierpieć czytając bądź słysząc takie opowieści. To zdecydowanie mroczna strona legend miejskich wyrastających z wydarzeń, o których nie dowiemy się prawdy.


niedziela, 15 października 2017

Napad na sklep

Legendy miejskie pochodzą nie tylko z czasów nam współczesnych ale sięgają również lat 70. ubiegłego wieku. Przykładem niech będzie wczorajsza legenda miejska, którą miałem okazję usłyszeć od kierownika sklepu SPOŁEM.


Kiedyś to jak było włamanie do sklepu to najpierw nie wzywało się policji ale wynosiło więcej alkoholu niż zostało skradzione. Wynosiło się oczywiście do mieszkania osoby, które było położone najbliżej sklepu. 

Potem wzywało się przewodniczącego Komisji Społeczniej, który również brał swoją skrzynkę. Na końcu łańcucha była milicja biorąca to, co zostało. Kiedy złodzieja złapano dowiadywał się, że z 1 flaszki robiła się pokaźna ilość alkoholu. Wszyscy dawali na to przywolenie. 

Legenda miejska pochodzi z Wejherowa. 


wtorek, 10 października 2017

Pechowa rodzinka. Legendy miejskie

Pech przechodzący z ojca na syna? W tej legendzie miejskiej tak właśnie się dzieje.


Rzecz miała miejsce w USA. Stary ranczer z Teksasu objeżdżał swoje pola. Kiedy zsiadł z konia nie zauważył węża wygrzewającego się na trawach. Kły przebiły but a jad dostał się do krwiobiegu. Ranczer próbował jeszcze opóźnić działanie jadu poprzez stosowanie paska od spodni jako opaski uciskowej.

Resztkami sił dotarł na swoim koniu do domu. Ukąszenie okazało się śmiertelne.

"Mamo tata miał atak serca i nie spadł z konia. To dziwne" - mówił potem jeden z jego synów w dzień po pogrzebie. Nie było jednak czasu na zastanawianie się nad tym zdarzeniem bo gospodarstwo czekało na kogoś, kto rządziłby tym twardą ręką.

Zanim syn wsiadł na konia mama dała mu kowbojki ojca. Choć jeden z butów cisnął niemiłosiernie i nieprzyjemnie - syn nie dał tego po sobie poznać. Ubrał się i rozpoczął objazd gospodarstwa. Kiedy wracał do domu to coś z buta ukąsiło go lekko i bardzo skutecznie. Koń znów przywiózł trupa do domu.

Matka znów postanowiła uszczęśliwić - tym razem wnuka - kultowymi kowbojkami. I ten zmarł w dwa dni po ich ubraniu.

Dopiero później odkryto tajemnicę słynnych butów. To jadowity wąż krył się w jednym z nich kąsząc śmiertelnie kolejnych właścicieli.