Legenda miejska o krokodylu na ulicach Gdyni przebija nawet wieloryba w Wiśle.
Krokodyl w Gdyni był! - mówię wam. Tak zaczynała się opowieść ciotki z tego miasta z morza.
Krokodyl w Gdyni był i chodził po ulicach. Na pytanie, czy może chodzi o wypchane zwierzątko czy kogoś za gada przebranego dostawialiśmy odpowiedź, że nie.
Marynarze kiedyś to byli panowie świata. Marynarze z rejsu przywozili różnego rodzaju rzeczy. Od zegarków, ubrań, kobiet po ... zwierzęta. Oczywiście na takie działania był zakaz jednak kto by się tym przejmował. Jeden z marynarzy przywiózł z rejsu .... małego krokodyla. Miał pomysł, by trzymać gada w przydomowym oczku wodnym jako atrakcję dla rodziny i znajomych.
Nie ma jednak aligatorów miniaturek. Krokodyl zaczął rosnąć i stanowić poważne zagrożenie dla właściciela i mieszkańców miasta. Pewnego ranka marynarz zauważył, że gada nie ma w oczku, a płot jest rozerwany. Krokodyl pojawił się na ulicach Gdyni siejąc strach i panikę.
Co się z nim stało? Jedni twierdzą, że zdołał uciec do morza. Inni zaś, iż przerobiono go na buty.
Które zakończenie tej legendy miejskiej Gdyni jest według was prawdziwa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz