google.com, pub-8385755478248969, DIRECT, f08c47fec0942fa0

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Ciało obce w uchu

Nie wszystkie grzyby są trujące. Niektóre tylko raz w życiu. Podobnie rzecz ma się z owadami. Legenda miejska o "obcych" w uszach nie jest nowa - ta jednak mrozi woskowinę i nie tylko.


 Legenda ta powstała w Stanach Zjednoczonych. Pewnego razu kobieta opalała się na plaży i zasnęła. Właśnie wtedy do jej ucha wkradł się malutki owad. Nic nie wskazywało na to, że będą z nim problemy do momentu, kiedy ucho naszej bohaterki spuchło niemiłosiernie i wymagało wizyty u lekarza. Laryngolog zbadał pacjentkę i zdecydował się na rentgen czaszki.

Kiedy zobaczył, co dzieje się w jej głowie - powiedział jej. "Proszę zachować spokój. W pani uszach jest owad, którego nie da się wyciągnąć - jedynym wyjściem jest poczekać, aż dotrze i wyjdzie drugim uchem". Można się tylko domyśleć, że kobieta spanikowała i w nerwach oczekiwała wyjścia obcego na zewnątrz.

Po 3 tygodniach mąż bohaterki tej legendy miejskiej zauważył na poduszce sprawcę całego zamieszania. Niezwłocznie umieścił owada w specjalnej probówce i zabrał do lekarza. Ten widząc, co za okaz mieszkał w uchu kobiety nakazał kolejne prześwietlenie.

Tym razem on również nie był spokojny. "Okazuje się, że owad z pani ucha to samiczka. Złożyła ona jaja, z których wyklują się niszczyciele pani mózgu. Zostało pani dwa miesiące życia".

 Nie dziwi więc, że bohaterka tej legendy miejskiej dostała zawału jak tylko usłyszała taką nowinę.

sobota, 12 sierpnia 2017

Gowin wątpi w śmierć Kulczyka? Legendy miejskie

W związku z przebywaniem na wakacjach podrzucam archiwalny link do artykułu, który pokazuje, że pojęcie legendy miejskiej nie jest obce nawet naszym najwyższym władzom.

Czy Jan Kulczyk żyje? Podobnie jak Elvis Presley i Adolf Hitler?

Przepowiadanie przyszłości. Legendy miejskie

Okazuje się, że legendy miejskie w Polsce to temat, który niekoniecznie przybył do nas ze Stanów Zjednoczonych. 


Przykładem niech będą opowieści naszych dziadków i rodziców, którzy karmili się nimi podczas spotkań towarzyskich. Zbierając materiał na tego bloga wielokrotnie natknąłem się na historie, w których ktoś jechał samochodem i choć nigdy nie brał autostopowicza, to tym razem stwierdził, że trzeba tak zrobić.

W trakcie jazdy okazywało się, że dziadek powiedział o ważnym wydarzeniu, które pasażerowie bagatelizowali. Przykłady? Wybór Polaka na papieża, groźba komunizmu czy wyzwolenie z niego to niektóre złote myśli sprawdzające się w historii.

Czy dziadek był duchem? A może to tylko legenda miejska? Zapraszam do dyskusji.

środa, 2 sierpnia 2017

George w tygrysie. Legendy miejskie

Legendy miejskie bywają straszne, śmieszne ale zawsze ciekawe. Legenda pochodząca z Londynu jest dodatkowo bardzo intrygująca. 


 Było upalne lato pod koniec XIX wieku. W Londynie wielu młodych ludzi żądnych przygód i pieniędzy decydowało się na podróż do kolonii by tam stać się kolejnym bogatym ranczerem czy odkrywcą pól naftowych.

Tak myślał także George - młodzieniec niezbyt rozgarnięty aczkolwiek łąknący sławy jak powietrza i pieniędzy jak lodów w upalne dni. Zdecydował się na wycieczkę do swojego wuja - Henryka, który dorobił się mieszkając w Indiach. Siostrzeniec kombinował, że jakby się koło niego zakręcić (a wuj nie miał bliskiej rodziny) to w łatwy sposób można byłoby zostać bogatym. Mogę się domyślać, że w tej legendzie miejskiej wujek ma już swoje lata i nie służy mu upalny klimat.

 Podróż trwała długo - podobnie jak długo szły wiadomości wysyłane telegramem. Najpierw rodzina otrzymała informację, że George przybył do Indii cały i zdrowy gdy po 5 tygodniach na ich londyński adres przyszedł ogromny kufer z ... martwym tygrysem w środku. Nie wiedząc o co chodzi rodzina napisała do wuja telegram.

Znów minął jakiś czas i wiadomość wstrząsnęła wszystkimi do głębi. "George nie żyje. Wysłałem jego ciało do Londynu". Żałobnicy na próżno czekali na trumnę. Kiedy w końcu ktoś odważył się napisać, że wuj robi sobie żarty wysyłając zdechłego tygrysa zamiast zwłok ukochanego syna otrzymał odpowiedź. "George jest w tygrysie. Został przez niego zjedzony".

 Reakcja rodziny musiała być przerażająca. Podobnie jak samo wydarzenie. Opowieść ta krążyła w Londynie i miała zapewne odstraszać miłośników mocnych wrażeń i łatwej gotówki od opuszczania swoich rodziców.

Czy działała? Jak myślicie?