Nie wszystkie grzyby są trujące. Niektóre tylko raz w życiu. Podobnie rzecz ma się z owadami. Legenda miejska o "obcych" w uszach nie jest nowa - ta jednak mrozi woskowinę i nie tylko.
Legenda ta powstała w Stanach Zjednoczonych. Pewnego razu kobieta opalała się na plaży i zasnęła. Właśnie wtedy do jej ucha wkradł się malutki owad. Nic nie wskazywało na to, że będą z nim problemy do momentu, kiedy ucho naszej bohaterki spuchło niemiłosiernie i wymagało wizyty u lekarza. Laryngolog zbadał pacjentkę i zdecydował się na rentgen czaszki.
Kiedy zobaczył, co dzieje się w jej głowie - powiedział jej. "Proszę zachować spokój. W pani uszach jest owad, którego nie da się wyciągnąć - jedynym wyjściem jest poczekać, aż dotrze i wyjdzie drugim uchem". Można się tylko domyśleć, że kobieta spanikowała i w nerwach oczekiwała wyjścia obcego na zewnątrz.
Po 3 tygodniach mąż bohaterki tej legendy miejskiej zauważył na poduszce sprawcę całego zamieszania. Niezwłocznie umieścił owada w specjalnej probówce i zabrał do lekarza. Ten widząc, co za okaz mieszkał w uchu kobiety nakazał kolejne prześwietlenie.
Tym razem on również nie był spokojny. "Okazuje się, że owad z pani ucha to samiczka. Złożyła ona jaja, z których wyklują się niszczyciele pani mózgu. Zostało pani dwa miesiące życia".
Nie dziwi więc, że bohaterka tej legendy miejskiej dostała zawału jak tylko usłyszała taką nowinę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz