Kiedy pisałem o (nie)szczęśliwym golfiście przypomniała mi się legenda miejska ze sportem związana.
Pewnego razu podczas turnieju golfowego w Stanach Zjednoczonych dwóch zawodników toczyło zażarty pojedynek. Wymieniali ciosy jak Michalczewski w najwyższej formie; jeden gonił drugiego aż miło. Niestety pech chciał, że zawodnik prowadzący trafił piłeczką w wysoką trawę. Poszukując jej nie zauważył, iż coś złego czai się w trawie. To żmija ukąsiła go w łydkę przebijając śnieżnobiałe spodnie. Mężczyzna zmarł na miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz